wtorek, 1 kwietnia 2014
PRZENOSZENIE
"Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie wmówili ci tej historii, że trzeba dokądś dojść, gdyby raczej nauczyli cię tylko, jak być szczęśliwą, nie ruszając się z miejsca. Wszystkie te historie o twojej drodze. Znaleźć własną drogę. Pójść własną drogą. Może jesteśmy stworzeni, aby żyć na placu albo w parku, nie ruszając się stamtąd, patrząc, jak mija życie, może jesteśmy skrzyżowaniem, świat potrzebuje, abyśmy nie ruszali się z miejsca, to byłaby katastrofa, gdybyśmy poszli w pewnej chwili własną drogą, jaką drogą? Inni są drogami, ja jestem placem, nie prowadzę do żadnego miejsca,
ja j e s t e m miejscem."
A.Baricco - "City"
Zawsze myślałam, że jestem człowiekiem - miejscem, kobietą - jeziorem, z małym strumieniem, który z jednego brzegu wpływa, z drugiego wypływa, nie rzeką, nie wartkim potokiem, nie wodospadem, nie krętą drogą. A jednak wyruszyłam i dałam się porwać, bo zawyli nomadzi w moim sercu. To było prawdziwe szczęście. Na filmach jednak płaczę, gdy ktoś odgarnia firankę i z ulgą wita ten sam od lat widok." Dzięki ci Boże, że nic się nie zmieniło." Wtedy kocham to jego nieruchome szczęście, nazywane beznadzieją i marazmem. Nomadzi płaczą razem ze mną, znają to, mają przecież wiele domów i okien z widokiem.
Może najlepiej jest chodzić w kółko, raz w jedną, raz w drugą stronę, tak żeby wschód był za każdym razem przy innym ramieniu. Albo podskakiwać w miejscu, jak potrafią tylko mędrcy i idioci.
Piszę to tylko dlatego, że wiosna mnie niepokoi, migocze jak poklatkowy film, coraz bardziej bolą mnie kości i nie chce mi się udawać, że jestem pracowita. To przejdzie, jak zawsze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
27 komentarzy:
mam historię pochodzącą z drugiej strony swetra. zawsze myślałam, że jestem kobietą-drogą, dopóki nie wyruszyłam. teraz myślę, że nie mamy (jakoś może trochę narodowo?) toposu homo viator pod skórą, że musimy wracać, mieć do czego, myśleć w drodze o firance, książkach na regale i miejscach, w których dom gromadzi kurz. nigdy nie podróżuję inaczej, nigdy nie zakładam, że wychodzę za próg na zawsze. dookreśliłam się tym odkryciem, przestałam sobie kłamać.
a ostatnio czytam Sontag (w jej wczesnych dziennikach) i myślę sobie, że jeśli było jakieś "prawdziwe szczęście", to już naprawdę dużo. i że trzeba go wypatrywać:
"Wierzę: (...)
d) że jedynym kryterium oceny naszych działań jest to, czy stajemy się dzięki nim bardziej szczęśliwi czy nieszczęśliwi"
ciekawe czy dorosła Susan twierdziła tak samo...
Jak to powiedzieć...
Już wiem: ten wpis wpadł we mnie jak kamyk do rzeki, tam gdzie w zakolu głęboko i spokojnie, po tym jak żwir wybierali. A trzeba dodać, że kamyk był z tych, co się chce zabrać ze sobą do domu, przedziwnie gładki i okrągły
I ten ból kości mnie zaniepokoił
jestem miejscem
chociaż czasem chodzę w kółko
ale to takie kółko, które nie wymaga drogi
bo ja jestem tchórzem, zrośniętym z ziemią
żyję na brzegu rzeki, której nigdy nie dotknę.
I nie lubię wiosny.
Uściski Magdo.
Ja nie płaczę, niepokoję się, wiercę, nie wiem, tracę pewność. Ale Nomad we mnie wie, jest silniejszy do moich niepokojów. On uwielbia odchylać firankę i płacze, gdy widok jest ten sam.
A ja...chyba jestem rzeką, która czasem płynie wartko, a czasem snuje się zakolami.
Wiosną.....kiedy spłyną śniegi...zawsze ożywam :)
Jestem Miejscem podczas wewnętrznych podróży. Gdy wracam, staję się Powietrzem i jak wiatr wędruję po świecie. Zagarniam obie opcje, obie są mi potrzebne. Tylko Miejsce zubożyłoby mnie, tylko wędrowanie - zmęczyło. Uczę się równowagi.
bo to jest szczęście, wyruszyć i iść.
I kręcić się w kółko.
I zostać.
Przejdzie.
Magdo, pierwszy raz tej wiosny nie czuję w sobie bezdomności... wzruszenie ma dla mnie dzisiaj inny wymiar.
Lubię jak piszesz, opisujesz o sobie, dajesz się poczuć... ściskam
Jestem drogą. I gna mnie bezustannie, i miejsca znaleźć nie mogę.
Chciałabym być miejscem. Przytulam
Ja chyba jestem wodospadem. Pędzę i nie mogę się zatrzymać. I prąd mnie niesie. Nie umiem być miejscem, a chciałabym czasem.
Asia
Bardzo dobrze rozumiem... Pięknie to napisałaś... Wiosna i we mnie migocze, niepokoi..., ale to jesienny halny woła by pójść za nim... By iść...
Jeśli to zewnętrze tak błyska i migocze, to zapewne przejdzie.
Myślę i martwię się trochę.
Jakby co, to wiesz...
Mieszanina mysli...na jawie jestem miejscem. W snach drogą. Jakie to w sumie banalne i zwykłe.Tu i tam niepełna.
A wiosna każe robic tak wiele niby to bardzo waznych rzeczy. Nie daje za wiele czasu na ulubione wędrowki do nikąd. Wszystko takie pragmatyczne. Konieczne. Z tego i spokój i jakaś dziwna niecierpliwość...
Ja się miotam z czymś innym.
Każdy ma chyba czasem takie poczucie..
Mija...życie tu i teraz wciąga do dna.
Pozdrawiam ciepło
Dziękuję za tą perspektywę, nie pomyślałabym w ten sposób
olśniewający wpis
Jestem na dnie i nijak odbić się nie mogę.Słoneczka życzę.
Piękny wpis. Dziękuję.
Kiedy siedziałam jeszcze jak w klatce w moim miejscu pracy najemnej, też tak miałam wiosną. Przychodził taki ból, wręcz fizyczny, i tęsknota. Za przestrzenią i wolnością, za powietrzem.
Teraz czuję, że osiadłam, stałam się jeziorem. A nawet czasem podskakuję ;)
Wiele spokoju, Magdo. To minie, oczywiście, jak wszystko.
Uwielbiam, kiedy nie widać końca drogi ;)
Mam swoje miejsca i tam jest część mnie. I one są po części we mnie. Muszę do nich czasem wracać, czy to fizycznie, czy w myślach. To mnie uspakaja, przytwierdza, nie pozwala się rozdmuchać na wietrze.
Ale tak sobie myślę, że jestem jak ten Burek, na łańcuchu własnego przywiązania. I chciałabym biec na oślep, i boję się, że nie znajdę drogi powrotnej ;)
Na ból kości jednak dobre jest ciepło słońca.
Mocno Cię ściskam!
z firanka nieuchronnie kojarzy mi się moja Babcia. ach, ona uwielbia swój obskurny widok za okne, jeden z najbrzydszych widoków za oknem na świecie. nigdy nie rozumiałam Babci, d;aczego tak uwielbia to miejsce, ja go nie mogę znieść na dłużej niż trzy godziny. a to miejsce jeest po prostu jej i najpiękniejsze na świecie (patrz Wałbrzych Główny).
Spokostanko - jesteś piękną syntezą. jedną z najpiękniejszych.
Rób po prostu to na co masz ochotę, a wtedy chęci na wszystko przyjdą. Uwielbiam wracać do domu i znów patrzeć na ten cudowny widok, ale żeby wrócić, trzeba się najpierw oddalić ;-)
za wiosennym podmuchem
poczułem się pół-duchem
pół-dupem
Miron B. w: "Nowa wiosennna słabocha czyli wiersze antywiosenne". po prostemu ;)
We mnie budzi się malutkie nomadziątko, polecę, podziczeję, ale jeszcze szybciej wracam na stare śmieci, i uwielbiam stałość, zarówno w widoku za oknem, jak i w ustawieniu mebli, nie szuram nimi po pokoju, bo potrzeba mi zmian; jak byłam dzieckiem, zawsze nudziłam mamę - mamo, przenieśmy się gdzieś, będę miała nowe koleżanki ... - czyś ty zwariowała, tu jest nasz dom ...; no bo do pobliskiego PGR-u sprowadzały się, lub wyjeżdżały coraz to nowe rodziny, a ja im zazdrościłam tego przemieszczania się w ciągle nowe miejsca ... jak ptaki bez gniazda; pozdrawiam Cię serdecznie, Magdo.
Fizycznie jestem koczownikiem, duchowo - nomadą.
Kiedy koczownikowi kończy się pożywienie, wówczas wkracza do akcji nomada, który wyrusza na poszukiwanie nowych smaków, znosi je wszystkie, rzuca pod namiotem koczownika i znużony zasypia na jakiś czas.
Mnie wiosna też niepokoi. Ale to już wiesz ;-)
BARDZO WAM DZIĘKUJĘ ZA NIESAMOWITE KOMENTARZE!
WCIĄŻ DO NICH WRACAM, BO TEMAT SIĘ NADAL WE MNIE MOCNO KOLEBIE.
SERDECZNIE WSZYSTKICH POZDRAWIAM!
We mnie też rozkolebałaś ten temat, aż nabrałam ochoty, aby go rozwinąć u siebie, ale głupio mi się zrobiło, że będę odtwórcza ;-)
Macham skrzydłem do Kobiety z drugiej strony wody! :)
Prześlij komentarz