poniedziałek, 17 lutego 2014

MAPA. Na południe






Na południe się nie idzie. Tam jeżdżą pociągi.
Pociągi niosą na bokach obrazy i napisy. Przebijają się przez deszcz i śnieg, wyrzucając w powietrze kolorowe bryzgi. Przemykają pod palącym słońcem, rozgniatają zegarki misternie ułożone na torach. Muszą dowieźć tego syna, do tego ojca, który miał nie czekać. Pociągi mają boki nierówno otarte, prawy zawsze mocniej. To od leżenia w zajezdniach. Ludzie i konie, też wolą na prawym boku, żeby nie przygniatać serca. Jak ktoś ma sny połamane, udławione, to niech się szybko przewróci i serce uwolni.
Dawno temu syn, gówniarz zbuntowany, napisał na osobowym do Przemyśla - starym kutasom pociągi obcinają nogi. Małe literki, wplecione w kolorowe maźgi, no nie był on mistrzem train artu, nie był. Byle jak zrobione, ale z wielką zajadłością. Właściwie prawie nie widać, ale jak kto potrzebuje, to przeczyta. 
Takie rzeczy się pisze z miłości niezauważonej. Z takiej miłości, która na wierzchu chamsko poszczekuje, a w środku wybucha raz po raz i zalewa ziemie uprawne gorącą lawą. Na całe szczęście, nigdy nie będę obolałym synem, ani ojcem syna. Nigdy nie będę do niego nie-jechać , nigdy nie będę całe życie nie-czekać.
Wysiadłam w Krakowie. Patrzę i nie ma mnie tam. No to chodzę i szukam, stary obwarzanek łamie mi zęby, wspomnienia łamią mi co innego. Przyjaciel mówi, że jak wszystko jest takie samo, ale zupełnie inne, trzeba przyjść jeszcze raz. Za drugim razem jest nadal zupełnie inne, ale takie samo, jak za pierwszym razem. I tak, po kilku razach jest już jak trzeba. To jest najlepszy sposób.