Miało go w ogóle nie być.
Bo ja się zacięłam. Zamknęłam w opłakiwaniu i poczuciu winy.
Nie nie, już nigdy więcej. Ja się nie na-da-ję!
Bardzo się wtedy wkurzył na mnie weterynarz M.T.! Ochrzanił ostro, po przyjacielsku.
Przestań się rozczulać nad sobą.! Pospiesz się - masz tylko trzy dni!
To było dobre. Trzeba było wziąć się w garść. Pavana nie przeżyła swoich narodzin i nie można było cofnąć czasu.
Na wschód od tego wydarzenia, zaczęła się nieśmiało otwierać nowa przestrzeń.
W kwietniu 1994 roku urodził się brat Pavany, Pasat. Miał mieć na imię Piołun, ale tak długo zamęczano mnie dowcipem o panu, który zasłał łóżko, aż po piołunie pozostał jedynie, wysepleniony piorun ...
Marzyłam żeby był pasatem, ciepłym, nie gorącym, o umiarkowanej sile, ale z mocą poruszania oceanów, stałym i zrównoważonym.
Matka - Ilona. "Chłopka" spod Warszawy. Mieszanka rasowa przyprawiająca o zawrót głowy. Coś walewickiego, ze sporym dolewem araba, na masywnej podstawie z koni pogrubionych i zimnokrwistych.
Przeznaczenie - koń zaprzęgowy do bryczki i lekkich prac gospodarczych.
Ojciec - Pawiment. Arystokracja z wysokiej półki. Najsławniejszy polski koń wyścigowy, końcówki lat 70-tych. Nie mam zdjęcia.
A oto owoc, owocek raczej, powyższego mezaliansu.
Drobny, chudziutki i dlaczego taki rudy?!
tutaj kilkudniowy
czteromiesięczny
roczny. Z braku rówieśników, wciąż prowokujący starszych kolegów, do ostrych bójek. Wiecznie poobijany i pokaleczony.
dorosły. Nie poraża urodą, ale ...
jest wyjątkowym towarzyszem. Szczerym, czytelnym, pozbawionym maminych humorów
fantastycznym współwędrowcem rajdowym. Nieprzeciętnie inteligentny. O stalowej kondycji, wybitnej odwadze i równowadze psychicznej.
Marta odkrywa, że
mała Marta |
nie stara mama Marty :)
Nikt nie wierzył, że to jest możliwe. Koń z takim temperamentem?
Miesiące spokojnej nauki. Dziesiątki kilometrów przedreptanych wspólnie, można rzec ramię w ramię. Setki spotkanych po drodze strachów, które okazały się być zupełnie nieszkodliwe. Tony mojej cierpliwości i hektolitry jego niezwykłego wprost zaufania.
Okazał się być naprawdę dobrym koniem do hipoterapii. Ale miał wymagania. Trzeba go było prowadzić leciutko, ot tak sobie, jakby szedł obok dla towarzystwa, a nie z przymusu. Wtedy był ideałem
Nie miał żadnego kłopotu z podziałem swoich obowiązków. Wiedział kiedy ma być spokojny i powolny, kiedy szybki i dynamiczny. Niestety wiedział też, kiedy musi niewiele ..., a może prawie wszystko.
W czasie wyjazdów w plener budził się w nim potwór i cham. Ponosił i brykał bez litości. Nie czekał na spadających.
Któregoś dnia Marta powiedziała mi: nooo, jak już musisz, to możesz na nim jeździć ... Ale GO NIE DOTYKAJ! Zrozumiałam.
On był zbyt młody dla niej, a ona dla niego, ale wszystko dobrze się skończyło. Razem zdobywali doświadczenie, razem okrzepli. Razem wygrali wiele skokowych zawodów. On wybaczał jej wszystkie błędy, a ona chciała się uczyć z myślą o nim.
Sam niewielki, śmigał z Martą przez przeszkody prawie swojej wysokości.
tu będzie skan przysłany przez Martę :
Minęło 11 wspólnych, niezwykłych lat. Przygód na dwie książki.
W czasie, gdy Martę pochłonęło jej nowe życie, a ja byłam w ciąży, Pasat został wydzierżawiony.
Nowa "pani" została dosyć szybko zaakceptowana. Kwaśna zazdrość podchodziła mi do gardła, ale rozsądek mówił - niech im będzie dobrze razem, ani ty ani Marta, nie jesteście dla niego jedyne.
Kasia, młode, szalone dziewczę, mogła mu dać, to, czego ja już nie. A Pasat wciąż się domagał - no, róbmy coś, róbmy coś ciekawego! Znowu to? Nuuuuudzę się.... Wymyśl wreszcie coś nowego!
Oni się powoli dogadywali, a mnie szlag trafiał. Ona na treningu, a ja schowana w krzakach ... Miała nie skakać, czemu skacze! Żenada ... Minęło i już nie wróciło.
Gdy opuszczaliśmy Kraków, Kasia w Irlandii zarabiała pieniądze, myśląc o Pasacie.
Bystry, wiatronogi Pasat był dla Kasi idealnym wierzchowcem. Obydwoje uwielbiali dziki pęd, świst w uszach i umykający, rozmazany krajobraz. Obydwoje lubili gonić hubertusowego lisa lub dla odmiany, być lisem.
no i rajdy, rajdy, rajdy ... codzienna spokojna praca. Kilka lat przemierzania dróg Jury.
A kiedy Kasia wymyśliła coś takiego, wiedział, że ma być bardzo grzeczny.
Zakończył życie zimą, tego roku. Zwalił go z nóg nagły atak serca. Odszedł z klasą, nie pozwalając się uratować. Nie skazując na kosztowne leczenie.
i tyle ...
i jeszcze pamięć trzech kobiet.
31 komentarzy:
poryczałam się
Oj... :(
smutno, że odszedł..ciekawe miał przeżycia..
Wczoraj urodziła się u nas WAWYa (wiatr) dziś czytamy cudowną opowieść o PASACIE ,wietrznie się zrobiło...Ostatnio Putin powiedział że te łzy to od wiatu, piszemy ze sciśniętym gardłem ,tak te łzy to przez Twoją opowieść o cudownym Pasacie.
Pozdrawiamy.
Jak tyle... to przecież AŻ tyle! Dostałyście tyle szczęścia i macie takie cudne wspomnienia.
Szczerze współczuję straty przyjaciela
Tak, nasi zwierzęcy przyjaciele powodują,że życie jest pełniejsze, piękniejsze, ciekawsze...przykro mi z powodu śmierci Pasata :(
pięknie napisane wspomnienie o wspaniałym zwierzęciu - przyjacielu!
przykre są odejścia, ale nieuniknione...
Pozdrawiam!
jakie smutne...
Takie to wredne, że odchodzą wcześniej niż my... musimy ich żegnać... Ale cudowne jest, że są!
Przytulam
kap, kap
Oj Magdo, myśle, że teraz Pasat pozostanie w pamięci wielu kobiet. Widzę na jednym zdjęciu stajnie w Toporzysku, te nasze ścieżki takie bliskie były, stąpałyśmy niemalże po swoich śladach. Piękna historia konia, sercem napisana, nie ukrywam, że i mnie łza się w oku zakręciła. Niech żyją blogi, bo dzięki nim odnajdujemy, to, czego bez nich nigdy byśmy nie znaleźli.
hm. 18 lat, nawet nie wiem, czy to dużo. Dla konia. Dla człowieka. Piękne wspomnienia, kawał życia, opłakany. Zamknięty rozdział i żal. I szkoda cudownego zwierzaka. A z drugiej strony- ach, te ciuchy z lat 90- tych;-)))
pięknie napisane wspomnienie...musiał być wyjątkowy...od dziś inaczej będę myśleć o wietrze...
Piękne wspomnienie o pięknym koniu z charakterem. I ja się wzruszyłam.
Ech, zawsze żal serce przeszywa kiedy odchodzi Przyjaciel. Dla mnie nie ma różnicy- zwierzę czy człowiek. Wzruszające...
Piękne wspomnienie o... Przyjacielu.
Bardzo smutny, ale piękny ten wpis, piękny jak Wasza przyjaźń
O rany, posmutniało mi się...
Niewiele jest równie pięknych rzeczy, jak przyjaźń człowieka i konia.
Pzdr.
Takich z temperamentem się zawsze najwspanialej pamięta. cudownie opisane - jak zawsze.
pozdrawiamy
To zasłużony przywilej wiedzieć co dzieje się z koniem od urodzenia do śmierci. Śmierci szczęśliwej, naturalnej, po życiu obok dobrych ludzi. Historia szczęśliwa, nie będąca udziałem wielu koni.
Piękna i bardzo wzruszająca historia. Dla Pasata (*)(*)(*)
Asia
gdyby wiedział jak o nim pięknie sie poamięta...
Po raz pierwszy poznałam konia, zwykle przebiegają obok mnie, nigdy nie byłam tak blisko.
Magdo, nic nie wiem o przyjaźni człowieka z koniem, z tym większą ciekawością przeczytałam piękną historię o Pasacie; ten koń miał szczęście, trafił na wspaniałych ludzi i życie zakończył wśród nich; mimo wszystko czuję w gardle ucisk, wiem, że zwierzęta odchodzą i to wcześniej od nas, a żal jednak dławi; pracowała u nas długie lata Baśka, urodziła kilka źrebaczków, potem było jej lżej, bo ojciec kupił traktor; pewnego popołudnia zaczęła gonić, jakoś tak nienaturalnie, od bramy do ogrodzenia ... i padła, chyba serce nie wytrzymało, dobrze, że tu, gdzie tyle lat przeżyła ... konie mają takie miękkie i ruchliwe chrapy; serdeczności nad Drawę ślę, pa.
Piękna, bardzo wzruszająca historia.
spłakałam się czytając o życiu tego niezwykłego konia, tym bardziej, że od dziecka miałam z końmi kontakt i wiele takich koni mam w pamięci. Marzę też, żeby kiedyś mieć u siebie na Wonnym Wzgórzu takiego konika jak Wasz Pasat.
Twoja wrażliwość jest mi bardzo bliska. Pięknie opowiedziana historia o przyjaźni.
Kochany urwis.
Brak słów pocieszenia.
Serdeczności ślę
jolanda
Wzruszające wspomnienia...Bardzo...
Oby wszystkie konie trafiały w takie ręce jak Pasat... Niestety niewiele osób potrafi choćby nawet zauważyć, że koń ma swój charakter, szalone pomysły, wielkie serce... Ważne jest tylko, że dobrze skacze i jest zdrowy, a reszta nikogo nie obchodzi. Taki "sprzęt sportowy"... Ja kocham swojego konia właśnie za charakter, a nie za umiejętności (chociaż takowe posiada;-)). Przykro, że Pasat musiał odejść, ale to, czego nauczył swoje właścicielki pozostanie na zawsze w ich głowach i sercach - taki kawałek rumaka na zawsze już w nich samych - pewnego rodzaju nieśmiertelność!!!
Miał mnóstwo szczęścia, że trafił na TE trzy kobiety.
Piękna opowieść!
Prześlij komentarz