...
Poczekaj, poczekaj, oddam cię dziadowi! Matka wołała ochrypłym od krzyku głosem. Zawsze to samo. I jeszcze - no czy ty nie widzisz, że Jezus na ciebie patrzy?! To było najgorsze, kulił się wtedy i nieruchomiał z otwartymi ustami. Spoglądał za każdym razem na wiszący krzyż i sprawdzał. Od dołu, widoczne były duże stopy z długimi palcami, pobrudzonymi na czerwono. Nad stopami, zwisała przekrzywiona na bok głowa. Oczy były zamknięte. NoczytyniewidziszżeJezusnaciebiepatrzy ....
Mama była zawsze bardzo zmęczona i on musiał być grzeczny. Nie mówić, nie biegać. Najlepiej, jak zamierał w kąciku i się nie ruszał. Gdy wychodziła z domu, za każdym razem kazała mu się kłaść do łóżka, tak jak był, w ubraniu, tylko buty trzeba było zdjąć. Otulała go pierzyną, podwijając starannie boki. Głowa zapadała mu się głęboko w puchatą poduszkę, a dookoła twarzy wyrastał wysoki kołnierz. Jak dyby. Od tego wielogodzinnego leżenia drętwiało mu całe ciało i z trudem zwlekał się z łózka, gdy mama dawała jeść. Ręce, którymi nie wolno było machać, klaskać i rzucać przedmiotami, ledwie donosiły łyżkę do ust. Trochę zupy zawsze wychlapywało się na stół albo na ubranie i wtedy matka zaczynała zawodzić noczytyniewidziszżeJezusnaciebiepatrzy?! Tak bardzo chciał ją zadowolić, ale nie potrafił. Bo jednak czasami coś w nim zaczynało w środku wyć i mimo, że zaciskał z całej siły usta, smuga dźwięku wychodziła na zewnątrz i wtedy było źle. Bardzo źle. Mama płakała.
W nowym domu, zamiast Jezusa, wisiał na ścianie wielki ptak. Oczy miał otwarte, ale patrzył tylko w lewo. Z prawej strony można było wszystko. Machać rękami, krzyczeć i palić papierosy, które dostawał trzy na dzień. Mama odwiedzała go zawsze w zimie. Niezdarnie przytulał się do niej, ale teraz zrobiła się mała i to było trudne. Chwytał więc głowę mamy w obie ręce i przyciskał jej twarz do swojej piersi. Za mocno , za mocno, wyszarpywała się i w jej oczach widać było lęk. Przynosiła mu pyszne pierogi i paczkę papierosów, obwiązaną wstążeczką. Kiedyś przyniosła mu domek z ludzikami i zwierzątkami. Jeden ludzik był maleńki i leżał w pudełeczku. To mały Jezus, właśnie dziś się urodził, powiedziała mama. Nocami Jezus strasznie płakał. Ludziki krzątały się wokół niego, zwierzęta dmuchały gorącymi oddechami, ale nic nie pomagało. Jezusek krzyczał i szlochał całymi godzinami. Jego głos przedzierał się nawet przez ręce przyciśnięte mocno do uszu i przez gruby koc. Po kilku nieprzespanych nocach postanowił sam go uciszyć.
Wyobrażał sobie jak owija jego chudą szyjkę wstążeczką z papierosów i zaciąga ją mocno. Wyobrażał sobie, że nagle zapada cisza i zasypiają wszyscy po kolei : on, ludziki i zwierzęta. Zamiast tego, zaczął skowytać cichuteńko, prawie bezgłośnie. Jezus natychmiast zaczął mu wtórować i po chwili wyli pospołu jak dwa łańcuchowe psy. Z tego wspólnego wycia zrobiła się taka miłość i takie szczęście, jakiego nigdy wcześniej nie znał. I to było bardzo bardzo wielkie. Świat długo czekał na tę chwilę. Mógł się nareszcie zacząć od nowa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
17 komentarzy:
Po prostu bardzo dobry tekst. :-)*
Kawał dobrego tekstu. Chcę przeczytać całość... jak jest... jak powstanie? Czytałaś Judy Budnitz??? Powinnaś! pozdrawiam serdecznie i (mimo wszystko) świątecznie.
Istnieją pewne granice przeżyć ludzkich i bezkarnie nie można ich przekraczać; jeśli się to stanie, gdy wyjdzie się „poza”, wówczas już nie ma powrotu do dawnego. Zmienia się coś w zasadniczej strukturze; człowiek już nie jest ten sam, co kiedyś.
(Antoni Kępiński)
Świat długo czekał na chwilę przekroczenia pewnej granicy. Ludzie razem z nim.
Ci sami, ale nie tacy sami...
Czy nadążymy za nowym?
I czym je wypełnimy?
Madziu piękne i smutne opowiadanie. No wzruszyłam się, tam bardziej że nastrój jakiś taki byle jaki ...
Masz wspaniały talent. Myślę że nie jeden taki zastraszony chłopiec by się na świecie znalazł ... przykro ...
Pozdrawiam i spokojnych dni życzę, tych świątecznych i nie tylko.
niesamowity tekst!
Rwiesz chore zęby bez znieczulenia.
Milutkie to nie jest, ale pewnie nie miało być.
W końcu narodzenie w szopie przy Betlejem,
w gnoju, między bydłem też nie było milutkie,
chociaż dziś tak to kreujemy.
Zamiast życzeń przyjmij cytat z Beaty Obertyńskiej:
Serce masz pełne zgiełku,
jak betlejemski zajazd...
Żłób był pusty - rozumiesz?
Przeto-m w nim miejsce znalazł...
historia smutna ze szczęśliwym zakończeniem, choć mi się wydaje, że jeśli pojawiła się miłość, to jednak bardzo ciernista. Trudno jest zapomnieć piętnujące dorosłe życie dziecięce lęki. Trudno jest racjonalnie sobie wytłumaczyć, że jak się było małym, to strach zawsze był wielki, choć patrząc z perspektywy dorosłego, czasami może się wydawać irracjonalny. Tak, jestem pewna, że jeśli zrodziła się z tego wspólnego płaczu miłość, to stąpa po drodze pełnej ostrych cierni i podejrzliwości.
Historia prawdzie smutna,
Życzę Ci M. wielu radości szczerej jak u dziecka :)
chyba nie mam słów
buziak
świąteczne uściski
Piękna opowieść, M.
Życzę pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia dla całej Twojej Rodziny!:*
o jezu jak mi ulzylo kiedy przeczytalam ze on zaczal w koncu wyc, ze razem wyli - to naprawde dobre
a swoja droga tekst z mego zycia Bog slyszy wszystkie twoje mysli - o masakro jak sie tego balam
dreszcz przebiegł po mym garbie:)! pierwsze skojarzenie - "Malowany ptak", ale oczywiście to tylko luźne skojarzenie. No i filmy i proza Kolskiego. Twoje wigilijne opowiadanie jest jednak inne. Takie "Jezusowe" i smutne...Wszystkiego dobrego!
p.s. czy faktycznie mogą istnieć tacy ludzie jak ta matka?
Rado od zawsze twierdzi. że proza jest najtrudniejszą formą Poezji.
Od dawna twierdzimy oboje, że jesteś świetną Poetką.
Dzięki, że zechciałaś dla nas utkać pajęczynę słów i nie uroniłaś ani oczka.
ściskamy mocno, życząc Magicznych Świąt
PS.
Go i tak zawsze w Wigilię płacze...
Dorośli często krzywdzą swe dzieci, co wrasta im cierniami w serce i nie ma mocy żadnej, która by to usunęła.
Odetchnęłam, bo Twoja opowieść ma pozytywne zakończenie.
Przywołałaś moje wspomnienia. Pochodzę z rodziny dwóch religii, na tym tle rodzice się rozwiedli, dla jednego miała być choinka, dla drugiego absolutnie ... Święta to był dla nas, dzieci, czas kłótni, wielkiej wojny ... Mieliśmy rozdwojenie jaźni, totalny chaos.
Było nas pięcioro, jesteśmy już bardzo, bardzo dorośli i przy rodzinnych spotkaniach wszyscy jednogłośnie twierdzimy, że mamy fobie, że jesteśmy zwichrowani, nie radzimy sobie z emocjami, wspominamy dzieciństwo w czarnych barwach, nie kochani, nie przytulani, nie doceniani, nie akceptowani itd. Staraliśmy się być inni dla naszych pociech ...
Trafiłam do prawdziwego domu mego męża, miałam wspaniałych teściów ... Mieszkamy w ich domu, wielopokoleniowym, z pozytywną energią przodków, przytulnym, kochanym, gdzie z każdego kąta wyłania się miłe wspomnienie czułości, zrozumienia, tolerancji, otuchy itd.
Rozpisałam się, przepraszam, Twoje opowiadanie i czas wigilijny to spowodowały. Ale czasem jest to bardzo potrzebne by zrozumieć, by docenić tu i teraz.
Pisz kochana, bo masz dar do poruszania właściwych strun w duszy.
Radosnych świąt.
różne oblicza miłości i szczęścia rozpaczy i strachu
O formie: świetne - to, jak powoli, między słowami odsłania się społeczna ocena: "niepełnosprawny".
O treści: Dla chłopca to życie. Kropka.
Jestem sobie w stanie wyobrazić przeżycia matki, wejść w doświadczenie chłopca to jest dopiero strasznie trudna podróż. Nie mogę powiedzieć, że to dla mnie smutny tekst, bo jest prawdziwy. Prawdą, jakiej trudno w naszych czasach zaistnieć. Jednak ta właśnie prawda pozwala nam zobaczyć, jak straszliwym bożkiem jest Doskonałość.
przeczytałam ten tekst trzy razy, przy trzech rożnych okazacjach. Jest tak specjalny, że za pierwszym razem się bałam, za drugim odłożyłam na później, za trzecim....
Chodził za mną od kiedy zamieściłaś o nim informację. Tekst mocny, tekst trudny, prawdziwy. Choć ja nie wierzę w dobre zakończenia, czasami.
Mar
DZIĘKUJĘ
Prześlij komentarz