piątek, 1 listopada 2013


Szczęśliwi ci, którzy nie umarli przed śmiercią.













22 komentarze:

Anonimowy pisze...

O, tak. Dużo martwych ludzi chodzi po tym świecie. Życia w nich nie ma, bo sam ruch to nie życie.

Emma Ernst pisze...

:)

A jeszcze szczęśliwsi ci, którym się udało tak jak mnie zmartwychwstać ;-)

Maminka pisze...

Powspominajmy dzisiaj Tych co półtora metra pod ziemią..... świat dzisiaj to tylko ja, ja , ja , ja !!!!!!!!!!

kropka pisze...

prawda to.

Administrator bloga pisze...

no wlaśnie dzisiaj u mnie dyskusja na analigiczny temat

dobry "post"

J. pisze...

Dość niewielu znam takich....

Ania M. pisze...

I może ci, którym dane było porządnie się urodzić...

Zofijanna pisze...

Myślisz, że jest ich wielu ?

Mar Canela pisze...

A z drugiej strony
"jeśli umrzesz, zanim umrzesz,
nie umrzesz, gdy umrzesz."

Tak mi się przypomniało przy okazji.
Choć tu o trochę inną śmierć chodzi...

artambrozja pisze...

Istnieć nie znaczy żyć ...

smakpodniebienia pisze...

Jest ból? Jest dobrze!
Znaczy, że żyjesz!
Pozdrawiam

Gosianka pisze...

Czy ja żyję?

Łucja pisze...

Staram otaczać się żywymi, przyjemniej : )

Margarithes pisze...

Mocne :P

Anonimowy pisze...

Najsmutniej, gdy nie można dzielić tego szczęścia z najbliższymi...

Anonimowy pisze...

Tak Magdo. To mogłoby by być dziesiąte błogosławieństwo

Wszak greckie słowo "μακαριοι" znaczy ni mniej ni więcej tylko "szczęśliwi". Takie też było pierwotne znaczenie użytego w Wulgacie łacińskiego "beati", które to dopiero w średniowieczu uzyskało znaczenie "błogosławieni".
Pozdrawiam Pacjan Barceloński

Alcydło Kr pisze...

W samo sedno, jak zwykle. W sam środek jabłka.

Inkwizycja pisze...

Chyba jestem szczęśliwa... mimo wszystko

Magda Spokostanka pisze...

Napisałam, bo mój tata nie dożył swojej śmierci. Pochowano go wiele lat po tym jak zniknął, jak życie w nim umarło.
Gdzie przebywał w tym czasie, gdy go nie było z nami, nigdy się nie dowiem. Zniknięcie nie zostało opatrzone żadną diagnozą, ale to bez znaczenia. Nie zdążyłam mu wielu rzeczy powiedzieć, a przecież może nie tylko słyszał, ale też słuchał.

Czasami spotyka się ludzi, którzy normalnie funkcjonują, ale życie w nich zgasło. I nie wiadomo jak ich obudzić, jak ich urodzić, więc się ich unika, ze strachu przed zarażeniem.

Margarithes pisze...

ech

współczuję Magdo :*

Unknown pisze...

Kochanie, to najboleśniejsza "forma odejścia" - smutno mi , że musiałaś to przetrwać , ale nie ma w tym niczyjej winy - to się po prostu zdarza . Życiowy trening - nigdy nie wiadomo co nam jeszcze życie przyniesie. Twardej dupy , końskiego zdrowia i stalowych nerwów - buziaczki - Jola W.

errata pisze...

Genialne!