poniedziałek, 13 grudnia 2010

w odpowiedzi na komentarze

Jak widać nie byliśmy aż tak łatwi ( jak sugeruje poniższy tekst ) do zaakceptowania przez  miejscowych.
Tak bezczelny kozioł powinien natychmiast skończyć na talerzu.
Dla wyjaśnienia dodaję, że to samochód do wyjazdów polno - leśnych, co w dużym stopniu tłumaczy nasze karygodne zachowanie.
A poza tym, był to jeszcze czas tej błogiej,  dziecięcej odwagi, która pozwala ufać, że .... nooo.....tak w ogóle.... ECH!


Po dwóch dniach bezskutecznych prób zamieszczenia odpowiedzi na komentarze - poddaję się i robię to za pomocą posta. Szperałam usilnie we wszystkich zakamarkach bloga, sprawdziłam wszelkie ustawienia i nawet zmieniłam przeglądarkę na Chrome. I NIC.


Zatem
Pozdrawiam serdecznie wszystkich komentujących!

Moje wejście w życie na wsi było bardzo naturalne. Tak jakbym była przygotowana do niego "od zawsze". Odbyło się bez żadnych przełomów, wstrząsów i ciężkich przyzwyczajań (noo, może całkowity brak łazienki wymagał rzeczywiście oswojenia). Przez dłuższy czas byliśmy pilnie obserwowani i sprawdzani. Na pewno nie obyło się bez jakiś zgrzytów i na pewno nieraz się wygłupiliśmy. To chyba nie do uniknięcia, bo wiadomo, że obcy musi "zapłacić frycowe".Ciekawa jestem jak w tych okolicach nazywa się obcych? W Tatrach to cepry, na wschodzie Polski - nawłoć. Pewnie każdy region ma takie nazwanie. W każdym razie, wygląda na to, że całkowicie intuicyjnie, wchodząc w relacje z miejscowymi, zdaliśmy egzamin przyjęcia. Nie dajemy się wciągać w historie typu: jak gadasz z nimi, to nie możesz gadać z nami. Gadamy z wszystkimi.
 Najbliżsi złodzieje nas nie okradają. Jest naprawdę dobrze.

W sprawie gęsi - nie są one czysto rasowe, ale najbliżej im do tzw. pomorskich.
M.


6 komentarzy:

Unknown pisze...

Nie umiem skomentować w galerii - a może się nie da? Ale chciałabym powiedzieć Wam, że gdy jadąc jakakolwiek drogą widzimy z Wojtkiem dom z czerwonej cegły, taki dom jak Wasz - nasze głowy odwracają się bezwiednie niemal w jego kierunku. szukając naszego miejsca na ziemi wypatrywaliśmy własnie czerwonoceglanej kwintesencji domu. Urzekł nas ponad 100-letni drewniany dom na Żuławach, ale Wasz to nadal westchnienie zachwytu. Pozdrawiamy najserdeczniej - również nieocenionych sąsiadów ( nasi też są " w dechę"!)

Sarenzir pisze...

Marzę o wyniesieniu się z miasta :), przywiązuje się jednak bardzo do miejsca i nie umiałabym się zdecydować, aby przenieść się gdzieś całkiem w odległe miejsce :). Ciągnie mnie jednak do takiej "prawdziwej wsi" z mojego dzieciństwa..

Aleksandra Stolarczyk pisze...

Uwielbiam takie domy, choć sama mam chałupę.będę nie cierpliwie czekac na dalsze wpisy:)

Słoneczne Niezapominanie pisze...

Przyjemnie u Ciebie i na wsi i na blogu :) W oczekiwaniu na początek mojego wiejskiego życia, pozwól, że podglądać będę Twoje :) Pozdrawiam ciepło.

Go i Rado Barłowscy pisze...

W naszej Kosztowej ludzie, póki co, wydają się super życzliwi, też chętni do pomocy i tolerujący to, że nie zamierzamy podzielać ich awersji do siebie nawzajem. Grzecznie wysłuchujemy tych samych historii z różnych ust. To zabawne, scenariusz bywa ten sam, tylko bohaterowie ( a w każdej dobrej opowieści muszą być dobrzy i źli przecież) zamieniają się rolami :-)
KOza - rewelacja - normalnie "safari po polsku"!!!
Pozdrawiamy zimowo -bajkowo.
Go i Rado

Anonimowy pisze...

My byliśmy "badani" przez dłuższy czas, wiele rzeczy nam nie mówiono, bo nie wiedzieli, czy można, zaufanie budowało się dosyć długo. Ale teraz myślę,/tylko myślę/, że jesteśmy już "swoi", dosyć daleko mamy sąsiadów.
Gospodarz, od którego kupiliśmy ziemię, zawsze bardzo chętnie pomagał nam, jako że ma ciężki sprzęt, on pilnuje koszenia łak pod unię, zawsze nam i sobie, i nikt nie przejedzie obok niego niezauważony, zwłaszcza obcy.
Pięknie tam u Was, a kozunia super, nie porysowała lakieru kopytkami?
Ciepełko ślę Maria z Pogórza Przemyskiego
P.S. Też chciałabym takie kózki, ale mamy obowiązki w mieście, może w przyszłości, i na Pogórzu na razie tylko pomieszkujemy, czasowo.