czwartek, 14 lipca 2011
Ze statystyk wyrębów
...... z roku na rok narasta zjawisko masowych ucieczek z zasiedlonych pni.
Niewielka część uciekinierów, stanowiąca ok. 2% całej populacji, zostaje porażona światłem słonecznym ...
i uwięziona w starych odziomkach ......
- pierwszy obrazek pochodzi z netu
- następne to najnowsza praca Pawła.
sobota, 9 lipca 2011
Kijowe pasterskie zdjęcia
Czyli zdjęcia z pasterskim kijem.
Przy których zacnie nas wspierał klimacik tego miejsca.
Urok brzydoty.
Pasterka szybko się znudziła
i nawet nie próbowała tego ukryć
nagle, z szelmowskim błyskiem w oku, zapytała - mamo, możemy zrobić doro?!!!
A mama, w ułamku sekundy, pojęła, swym szlifowanym w żelazie rozumem, że chodzi o ... fantastyczny portret Doro z cukinią! Zatem, posłuszne inspiracji spróbowały
iiiiii ?
nic z tego nie wyszło, bo nie mogło wyjść.
Z tej prostej przyczyny, że tu dziewczyńska dziewczynkowatość i tylko motyla brak,
a tam gorącokrwista lwica. Doro, nie gniewasz się?
Motyl zresztą też się w porę pojawił. Przyjechał z Weroniką na rowerze. Siedział jej przez całą drogę na ręce i musiała jechać powolutku, bo pęd powietrza wyginał mu skrzydełka.
Przyjęliśmy go godnie. Znamy zasady.
Spragnionego napoić
głodnego nakarmić,
on też znał zasady i zanim odleciał
pożegnał się z jagodowym palcem
sobota, 25 czerwca 2011
Cupanie
Leżę na skraju
Dzikiej Łąki.
Leżę z psem
co ma dwie dusze
Jedną swoją
a drugą malutką zajęczą
zgubioną na miedzy
jak strzępek pajęczyny.
Leżę cichuteńko
Wzniosłe myśli
się wznoszą jak należy
Nie widzę
jak wpadają
w otwarte dzioby
wytrwałych skowronków
Wtedy właśnie
są te krótkie chwile
w których nareszcie
bez opisywania
jest tak samo
na dole
jak u góry.
Oprócz tego
nie ma co ukrywać
że bardzo mnie cieszą
nowe koronkowe
majtki
Kupione za ser.
Nie wiem
czy długo jeszcze
tak muszę
tu leżeć
A przecież naprawdę
chciałabym doczekać
aż wyprzedzą mnie
moje ślady
bo może po nich
Nareszcie rozpoznam?
gdzieś tutaj przycupnął podmiot liryczny :) |
poniedziałek, 13 czerwca 2011
Wiosenne wywrotki warunkują
Wiosenne wywrotki warunkują właściwe wykonanie wędzarni.
Wypoczynek wojownika.
Wyjątkowo wątła włoska wolontariuszka wymieszała wielką warząchwią warstwy w wiadrach.
Wszechświat wstrzymał wirowanie węsząc wertykalnie.
Wyczuł wędzenie wszystkimi wymiarami.
Właśnie wczoraj wieczorem wyszły!
SERDECZNIE WSZYSTKICH POZDRAWIAM!
p.s. Paweł odcina się od znajomości z włoską wolontariuszką.
czwartek, 2 czerwca 2011
Nierosołowe
Tak nas wzięło na sesje z kogutami. Bo to ani jajek nie znoszą, ani rosołowe nie są, więc chociaż niech się dadzą wreszcie złapać i już mi do roboty!
Czy Wasze małe córki też robią takie modelkowate, zblazowane miny? U nas w domu nazywa się to - mina "remisterio". Jak Weronika coś opowiada o Reyu Mysterio, to taką właśnie ma minę.
Ech.... A człowiek (matka) myślał, że mała wiejska szkoła, taka jak z Bullerbyn, chroni dziecko przed totalnym zgłupieniem ...
No proszę pani, to dom rodzinny musi zadbać o to żeby ...
No tak.
Jako antyremisterio wystąpiłam ja, niesamowicie przaśna i ludowa. To zdumiewające, jak zewnętrze wiejskie oddziałuje na wygląd.
![]() |
Łii , mamo, to tylko zdjęcie zrobione telefonem. No tak. Pozdrawiam Was pięknie i z serowarskim uśmiechem idę robić ser :) |
środa, 25 maja 2011
mama
W całym morzu niepamięci ciężko ją odszukać. Jakieś serie migawek, jak z serwisu fotograficznego, trzask i następna, następna ... W szkole podstawowej wciąż chorowałam, mimo, że szkołę szczerze lubiłam .Ale jeszcze bardziej lubiłam czytanie przy łóżku i pieczone jabłka. Byłam wtedy w pełni obdarowana mamą. Potrzeba powtarzania tych słodkich chwil była wystarczającą motywacją do częstych angin. Ona o mały włos nie została wyrzucona z pracy za przekroczenie wszelkich możliwych limitów zwolnień. A mnie mamine czytanie i rozmowy o książkach cudownie wprowadziły w krainę jej marzeń. Książki, które wtedy wybierała lepiły mnie jak z plasteliny. Był tam określony porządek świata, którego będę zawsze szukać.
Pamiętam ciemnię fotograficzną w maleńkiej łazience. Czerwoną żarówkę i śmierdzące odczynniki. Mamę wyczarowującą czarno-białe obrazki z naszego życia. Te, szczególnie ważne dla niej, malowała farbkami "technikolor", cieniuteńkim pędzelkiem.
Później były góry. Najpierw widziane na przemian z wysokości "barana" u taty i niziutkiego "za rącke" z mamą. Całe lata gór we wszystkich możliwych odsłonach. Mieszanina dziecięcego znudzenia, potwornie bolących nóg i powolnych narodzin zachwytu. Nauka powracania do tych samych miejsc i wierności. Pasienie krów, gęsi, pierwsze samodzielne zwózki siana, pot, ból mięśni. Niesamowite poczucie wspólnoty, która powstaje bez słów, przy ciężkiej pracy. Szacunek dla ludzi. I ukochanie wsi.
Na Kościelcu uderzyła mnie lekko w policzek, tak samo jak zrobiła jej mama, wprowadzając ją w świat kobiet. To był mój pierwszy raz w czerwonej sukience.
Mama kochała ziemię i wszędzie gdzie tylko mogła, zakładała maleńkie ogródki. Nie przejęłam od niej tego umiłowania, ale przekazała mi wielki szacunek do życia. I potrzebę opiekowania się.
Dalej.
Nie było jej w huku nocnych koncertów jazzowych i pierwszym alkoholu. Nie byłam świadoma co przeżywa czekając w nocy na mój powrót. W tych latach nie było jeszcze nocnych autobusów i trzeba było przez całe miasto iść pieszo. Nigdy nie widziałam obrazów, jakie podsuwała jej matczyna wyobraźnia. Młodość jest bezwzględna. Pamiętam tylko rytuał pukania w ścianę między naszymi pokojami. Bez tego nie można było spać.
Ufała mi, pozwalała na nocne eskapady, a ja starałam się jej nie zawieść.
Nie była mi potrzebna, gdy na wiele lat utonęłam z twarzą w końskiej grzywie. Nie pamiętałam o niej w dzikich galopadach. Z anielską cierpliwością, tysiące razy oglądała ze mną wciąż te same zdjęcia i pocztówki z końmi. Płakała, gdy mój pierwszy źrebak nie przeżył porodu.
Nauczyła mnie sprawiedliwości i uczciwości. Nie okłamywałam jej. Opowiadałam jej prawie wszystko, więc znała mnie z tych opowiadań.
Czas płynął. Ja miałam córkę, ona stała się babcią. Teraz rozumiałam ją o wiele lepiej. Przyjmowałam jej pomoc i troskę jako coś oczywistego. Coś, co mi się należy. Było zwyczajnie i dobrze. Bez wielkich i wzniosłych uczuć.
Rozpaczała gdy wyjechałam na wieś, daleko od Krakowa. Nasze rozmowy telefoniczne, początkowo nieporadne, powoli nabierały rumieńców. Tworzyła się nowa, nieznana mi wcześniej bliskość. Moja mama ma 76 lat, jasny umysł i niewiele wkurzających dziwactw. Poznajemy się na nowo i to jest niezwykłe uczucie! Ma od pięćdziesięciu lat przyjaciółkę, z którą przyjechała do nas, w maju. Było super!
Z tatą nie zdążyłam ...
środa, 4 maja 2011
majowy spacer
Żaden ze mnie przewodnik, ani nawet półprzewodnik.
Zanurzona w niżu intelektualnym , poprzestanę na kilku podpisach.
Komary tną bezlitośnie - trzeba się spryskać czymś.
Kilka obrazków ze spaceru po okolicy i kilka przydomowych, po powrocie.
tutaj łazimy sobie w pobliżu jeziorka Polnego, zwanego przez miejscowych Mareckim.
A tu idziemy w stronę Jeleniej Krwi
i jesteśmy. Przez chwilę się zastanawialiśmy, czy nie zrobić tutaj spotkania po komunijnego. Są stare stoły i ławy. Ale chyba nie.
To już jezioro Lisie i Marta coś fotografuje
Wracamy do domu, trochę pod górkę.
bajorko przydomowego bociana. Nie ma tu gniazda, tylko stołówkę
właściciel bajorka
romantyczna ławeczka za stodołą
kózki bawią się wszędzie - na stole też ...
jakieś dziewczyńskie zabawy. Całowanie księcia chyba. W roli księcia - mała księżniczka
ALBOWIEM UDAŁO MI SIĘ SPRZEDAĆ WSZYSTKIE KOZIOŁKI!
![]() |
Narcyzy nie przeżyły dzisiejszej mroźnej nocy. Było ok. -10 stopni |
Pozdrawiam Was serdecznie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)