wtorek, 26 lutego 2013

TRYPTYK KOLEJOWY




1. Bocznica
Ulica Odrowąża urywała się nagle.
 Właściwie tak mogłoby być, ale naprawdę, była zatrzymana i zatkana murem. Za tym murem zaczynał się świat żelazny, który w upalne dni pachniał rozgrzanym smarem i moczem wielkich byków. Z muru odpadał tynk i mieszał się z rozbitymi butelkami po wódce. Wszędzie walały się śmieci i stare szmaty. W tym miejscu, za krzakami, starzy ludzie z wózkami, segregowali swoje całodzienne zbiory. Rzeczy nie nadające się już do niczego, zostawały pod murem. Za krzakami była ukryta niewielka dziura. W sam raz dla małej chudej dziewczynki. Dla trzech chudych dziewczynek.
Usmolone węglarki nie były ciekawe, dziewczynki szukały drewnianych wagonów do przewozu zwierząt. One były zawsze puste i wysprzątane. Na zniszczonych deskach wisiały kłaczki sierści, czasami któraś zabarwiona była smużką krwi. Podłogi parowały leciutko słodkawą wonią gnoju i siana. Ze ścian wystawały potężne, kute kółka do przywiązywania byków. Można było bawić się w dom lub cokolwiek innego. Można było kolorowymi wstążeczkami przywiązać ręce do byczych kółek i czekać aż przetoczą wagon do nowego składu. Można było wyobrażać sobie, jak bardzo ucieszy się ktoś, kto dostanie trzy dziewczynki w prezencie.
Kulawy strażnik rzadko wychodził ze swojej budki, a szkoda, bo bardzo chciały się go bać. Próbowały go przywabić głośnym, piskliwym śmiechem, ale nic z tego. Zegarki, które dostały na pierwszą komunię, zawsze zostawiały w domu i nie wiedziały kiedy zbliża się godzina obchodu. A może wiedziały, tylko udawały, że nie. Obchód zaczynał się zawsze od pokasływania i chrząkania. To była ostatnia chwila żeby wyskoczyć z wagonu i schować się pod nim, każda za innym kołem. Właściwie nie wiadomo było na czym ten obchód polegał. Staruszek kuśtykał powoli wzdłuż wagonów i nigdy się nie schylał, żeby pod nie zajrzeć. Nie wchodził też do wagonów, bo te zwierzęce nie miały schodków. Szedł sobie tak powolutku i trwało to bardzo długo. Czasami rozlegały się okrzyki i brzęk metalowych haków oznaczał podczepianie wagonów do przetaczania. Wtedy nie można już było kucać. Trzeba było się położyć płasko, płaściusieńko na podkładach i czekać spokojnie. Serca uderzały głośno w ziemię, w policzki wbijał się boleśnie żwir. Ten potworny huk, zgrzyt i ogłuszający jęk szyn, to było lepsze niż Boże Narodzenie ...
Wciąż trwał czas przybywania świata. Czas ubywania zaczął się wiele lat później i nie dało się go powstrzymać.



2. Na przykład 374
W czasie ubywania zamknięto wiele linii kolejowych. Nie zaszkodziło im to, są jeszcze bardziej poruszające.
Zdarza się też święto i przejeżdża tamtędy specjalny pociąg.
Tu - kraina piwa noteckiego, prawda, że pięknie?
Obrazki z sieci.








Kiedyś, bardzo chciałam zamieszkać w małym nieczynnym dworcu i mieć przed domem tory donikąd.
Żeby nigdy nie chcieć odjechać.

3. Inni
Jest wiele książek i filmów o ludziach pociągów.
Ten, jest dla mnie dobry, jak zupa pomidorowa u mamy.

Dróżnik





27 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Tory. W moim mieście kiedyś się kończyły, póki działały - i stacja niczym z westernów tu była, taka drewniana - jak na końcu świata. W miejscowości, gdzie mieszkałam w dzieciństwie tuż pod oknami wąskotorówka przebiegała - niestety minęliśmy się w czasie...
Świetny tekst :)

Olga Jawor pisze...

"Mieć przed sobą tory do nikąd, zeby nigdy nie chcieć odjechać" Smutne lecz piekne słowa Magdo. A ich głębia dźwięczy we mnie następujacym echem - czy są w ogóle na świecie takie tory do nikąd? I jak znaleźć ten los, z którego czasami nie korci człowieka odjechać do nikąd?
Zabawy dziecięce świetnie opisane. A w tym wszystkim taki nieuchwytny smak cierpienia w pozornej beztrosce...

Unknown pisze...

wsiąść do pociągu byle jakiego...

Aleksandra Stolarczyk pisze...

jako córka kolejarzy tez kiedyś chciałam zamieszkać na dworcu i sprzedawać tekturowe bilety:)

Juta pisze...

Na dworcu nie mieszkam.Ale od najmłodszych lat wychowywałam się przy samiuteńkich torach.A do stacji kolejowej (jednej z najładniejszych chyba w kraju)idę niecałe 5 minut:)))
W poprzednim domu był balkon z którego machałam maszynistom z zwłaszcza w lokomotywach.Najlepsza zabawa była (oczywiście zakazywana)właśnie przy torach.Kładliśmy na szynie duże gwoździe, które po przejechaniu po nich około 40-tu węglarek, były fajnie spłaszczone i nadawały się do świetnej zabawy:))))
Oj przepraszam ,ale sprowokowałaś mnie do tych wspomnień:))))
Wspaniały opis.Piękne zdjęcia.
Pozdrawiam serdecznie.

Aneta pisze...

Dróżnik!!!
Dziecko z kolejarskiej wsi, chodziłam na tory zbierać siarkę. Też dreszcz :) To prawda z kładzeniem się na torach?? Szacun.

I sugestywnie namalowałaś ten świat, budzą się i moje obrazy. Czekam na cd.

Zofijanna pisze...

Piękna opowieść o dzieciństwie na torach, a właściwie bocznicy.
Pociągi mają w sobie coś tajemniczego- pojawiają się nagle i nagle znikaja, gdzieś pędzą, coś przewożą dalej i dalej, a przy tym służą do różnych celów i przez to są kolorowe.
Mieszkanie w dworcu, przy którym kończą się tory może być wyzwaniem i ciekawym doświadczeniem...

Ania M. pisze...

Budynek dworca w naszej wsi zawsze mnie fascynował. a dole była poczekalnia, kasy, na górze mieszkania. Pociągi długo wtaczały się sapaniem, parowozy, które trochę mnie przerażały.
Potem linie zlikwidowano, przejeżdżały tylko towarowe...
Najlepsze było to, że stacja kolejowa znajdowała się dość daleko od głównej części wsi jakieś dwa kilometry. To oddalenie miało siłę oddalającą ją w mit.

Zenza pisze...

Twoje miniopowiadanie jak proza Marka Nowakowskiego przenosi w czasy dzieciństwa. Nie wiem czy czytałaś jego zbiór opowiadań "Lepszy", jeśli nie to polecam.

Ja także kocham urok małych kolejowych stacji: opustoszałych z wyludnionymi budynkami, gdzie czerwień cegły miesza się z brązami kolejowych nasypów, a tory zawsze prowadzą w nieznane- do miejsca gdzie nieba nie oddziela od ziemi horyzont.
Uwielbiam stare kolejowe dworce zbudowane z czerwonej cegły. Mój dworzec z jednej strony graniczy z linią lasu, a z drugiej jest bramą do miasteczka. To prawdziwie opuszczona świątynia dumania, leżąca w meandrach kolejowych bocznic. Po polsku zabałaganiona wszechobecnym śmieciem, co roku wtopiona w złoto lipcowych pól uprawnych i samotność rumiankowych kwiatów. Jego okna są szczelnie zamknięte na zieleń drzew, a w środku wiszą zapomniane tablice przymierza, czyli nikomu niepotrzebne rozkłady jazdy. Na moim dworcu nikt już nie wierzy w potrzebę ruchu, ławeczki okupują emeryci i drobne pijaczki, oddając się słońcu i ciszy. Na kolejowej rampie przeciąga się ospały kot. Dworzec jest tylko przystankiem z dwoma nikomu niepotrzebnymi peronami, łączy zielony las i bramy miasta.

Widziałem film o drużniku i bardzo, bardzo mi się podobał. lubię historię o ludziach, którzy potrafią się odnaleźć i żyć ze sobą, bo tak jest dużo lepiej.

Izydor z Sewilli pisze...

Bardzo lubię ten film.

Pociągi zawsze mnie fascynowali. nDo stacji było daleko, a poniemiecki budynek zbombardowany w czasie wojny stał sobie w najlepsze do lat siedemdziesiątych. Ten nowy budynek jakoś nie zapadł mi w pamięć. Gdy zamykam oczy widzę tamte ruiny ceglane.
Czasem spędzałam wakacje w miejscowościach, ktore przecinały tory kolejowe. Lubiłam patrzeć na przejeżdżające pociągi i liczyć wagony. Pozdrawialiśmy też załogi tych pociągów, a panowie nam machali na pożegnanie.

Mieszkanie na dworcu to też takie moje marzenie. W Puszczy Noteckiej są jeszcze takie fajne dzikie miejsca z budynkami jak ze snów.

Pozdrawiam

Inkwizycja pisze...

Twoje opowieści z dzieciństwa (?) przyprawiają mnie o dreszcze ;-) ależ to adrenalina! Jako matka jestem przerażona... jako 'tamto' dziecko byłabym zachwycona i uzależniona ;)
Pamiętam z przeszłości ogródek mojej babci, w którym słychać było przejeżdżające pociągi - choć nie było ich widać - i historie śmierci na torach, opowiadane półgłosem przez dorosłych... niektóre pamiętam do dziś.
Ściskam ;)

grazyna pisze...

Tez mam wspomnienia torowe z mego dziecinstwa i czasow licealnych..mieszkalam w zamku, otaczal go park, za parkiem byla przesliczna laka zawsze pelna kwiatow, a konczyla sie ona torami kolejowymi, gdzie z jakis przyczyn lubilismy chodzic..za torami byly krzaki tarniny, ktorych owoce podjadalismy krzywiac sie okrutnie na ich straszna kwasnosc..nawet mam zdjecia na tych torach, czarnobiale, kiedy juz tam chodzilam na spacer z moim chlopakiem. Jak Inkwizycja wspominam tez kilka samobojczych ofiar tamze. A Twoje opowiadanie przeczytalam i bardzo mnie poruszylo, jestes swietna piszac! pozdrawiam serdecznie

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Co niektóre zdjęcia zupełnie jak z bieszczadzkich Sianek, ale z drugiej, ukraińskiej, strony; jakżesz tam pięknie; bardzo późno zobaczyłam pierwszy pociąg; kiedy chcieli budować linię kolejową w pobliskim miasteczku, rajcowie nie zgodzili się, bo zaraz będzie dużo wojska, zbudują lazaret, przywloką choroby ... i żyliśmy cały czas na uboczu, dopóki autobus nie zaczął jeździć; a taką historię, jak u Inkwizycji, przeżyliśmy kilka lat temu, kolega zginął na torach śmiercią samobójczą, do dziś nie możemy pojąć, co nim powodowało; aleś Ty! kłaść się na torach! pozdrowienia ślę.

Margarithes pisze...

Pamiętam piękne dworce, które dzisiaj popadły w ruinę, ale każdy dworzec ma duszę, prawda?

Mar pisze...

Lubię takie wpisy, bo pozwalają odbyć podróż cudzymi oczyma i wspomnieniami.
Jak zwykle czuje się tak, jakbym tam była.
Bardzo porusza mnie zdjęcie jesiennych torów zarosłych trawą.
Mieszkam w mieście w którym pozostawiono tory aby pamiętać (Warszawa). Tory donikąd. w istocie.

NieTylkoMeble pisze...

A byłaś w Pribylinie na Słowacji? tam też jest klimacik, choć sztucznie wyczarowany.

Magda Spokostanka pisze...

KAWAŁ MNIE - drewniana? To musiało być cudo! Istnieje jeszcze?

OLGO - wyczytałaś wszystko ... niesamowicie.
Te nieuchwytne, są dla mnie również nieuchwytne. Powstają chyba z dystansu, nie wiem ...

NIKT WAŻNY - czasami to najlepsze co można, ale tylko czasami

OLQO - wydaje mi się, że te tekturowe bilety były tak niedawno ...

JUTO - widziałam zegarki zmiażdżone przez pociąg, byłam zachwycona. Mam nadzieję, że to za zgodą właścicieli :)
Bardzo mnie zaciekawiłaś tą najpiękniejszą!

ANETO - zbierać siarkę?! W tych zabawach nie było odwagi, tylko "specyficzny sposób myślenia" :)

ZOFIJANNO - są tajemnicze i można w nich spotkać przedziwnych ludzi.
Ten dworzec czasami się budzi we mnie jeszcze ...

ANIU - A tajemny korytarz z malinami (jeżynami?)to tam?
Jego wyobrażenie już zostało ze mną.

ZENZO - zaopatrzę się, bo niestety nie znam żadnej jego książki, a napisał człowiek mnóstwo ...
Chodzisz tam czasami, na dworzec wśród pól? Pewnie piwo tam inaczej smakuje...
Dzisiaj śniło mi się coś takiego "dróżnikowatego".

OWIECZKO - tych opuszczonych dworców jest mnóstwo, może Koleje nie mogły ich sprzedawać? Pierwszy, jaki mnie zauroczył (na sprzedaż!) i w którym o mało nie zamieszkaliśmy, znaleźliśmy na Pojezierzu Drawskim.
W brzuchatym krajobrazie też są!
Może trza się rozejrzeć?

INKWIZYCJO - wydają mi się teraz nierealne, jak ze snu. Rodzice oczywiście nic nie wiedzieli!

GRAŻYNO - pamiętam Twój post o miejscu urodzenia i rodzicach - zrobił na mnie wielkie wrażenie!
A do torów pewnie chodziliście, bo one jakoś przedziwnie przyciągają

MARYSIU - pokazałam najbardziej sfalowany krajobraz jak tu mamy. Pochwalić się chciałam!:) Porównanie z Siankami bardzo nobilitujące, ale raczej nie mamy szans ...
Dzieci używają wyobraźni do zupełnie innych celów ...

MARGARITHES - każdy ma duszę, na pewno. Przez te tysiące historii ludzkich, przelatujących obok.
Zdumiewa mnie los zrujnowanych dworców, niektóre z nich to architektoniczne perełki. Dołączyły do ginących dworów, zameczków.

MAR - z komentarzy wynika, że każdy ma jakieś swoje wspomnienia o dworcach i torach. Podróżowałam, jak Ty :)

ANETO - nie, nie byłam. Zaraz zobaczę w necie.

BARDZO DZIĘKUJĘ ZA WASZE OPOWIEŚCI!



Ania M. pisze...

Nie, korytarz przy rampie, to z zupełnie drugiej strony wsi, tam nie było żadnego dworca, tylko stare pociągi...
A stacja, tzw "Stacja", to była jakby część wsi oddalona, było tam trochę budynków mieszkalnych, jakaś przetwórnia pasz nawet - też dosyć tajemniczy budynek. Zainspirowałaś mnie - jak będę u rodziców, muszę tam pojechać i pofotografować...

Anonimowy pisze...

Odnośnie drewnianej stacji... Niestety już nie istnieje. Rzeczywiście , wrażenie robiła :)
Pozdrawiam ;)

piotr lalik pisze...

piękne zdjęcia...

Koza pisze...

A ja mam wrażenie że stoję ostatnio na bocznicy ...
Madziu napisałam maila.

Sąsiad pisze...

Do końca roku można się jeszcze przejechać jedną z najładniejszych (widokowo) linii kolejowych: Jelenia Góra - Wleń - Lwówek Śląski. Potem linia zniknie. Chwytaj dzień...

Sarenzir pisze...

Mam wielki sentyment do kolei żelaznych :) jest coś w pociągach dla mnie co kojarzy mi się z kwintesencją podróżowania, drogą przed siebie... uwielbiam ...

Anonimowy pisze...

Identyczne miałaś marzenia o zamieszkaniu na dworcu jak mój pan P.
A jest ich troszkę jeszcze opuszczonych bo w tamtym roku nawet jezdziliśmy aby się zorientować w jakim są stanie te opuszczone..ale mnie ciągnie coś innego
Pozdrawiam wiosennie

Alcydło Kr pisze...

Każda chwila tej zabawy z dreszczem zakazanego na plecach dotarła do mnie i uderzyła w sam środek. Dokładnie z takich niebezpiecznych zabaw sklejone było i moje dzieciństwo...
"Czas przybywanie i ubywania świata" to najcelniejsze ujęcie, z jakim się spotkałam... dokładnie tak, M.

Magda Spokostanka pisze...

KVINDEIBYEN - zdumiewa mnie powiększająca się wciąż grupka "czujących dworce". Ale czemu właściwie mnie zdumiewa?

ALCYDŁO KR. - dziękuję Ci! Bardzo potrzebuję.

GORĄCO POZDRAWIAM!

neowieśniak pisze...

Cudny wpis. "Dróżnika" oglądałem - zapadł w pamięć. Serce boli od tej nostalgii... a przecież to był kiedyś zwykły świat. Pozdrowienia serdeczne znad linii 224.