czwartek, 30 grudnia 2010

Krótka lekcja głaskania kogutów


                                                                    
Czuję, że mogę się już do tego przyznać.
W końcu, są tacy, którzy zrobili to dużo wcześniej...
No więc przyznaję się - l u b i ę  k u r y.
Jest to dla mnie całkowita nowość; i to lubienie i kury w ogóle, bo nigdy wcześniej nie miałam z tymi pierzastymi bliższego kontaktu.
Przywędrowały do nas w formie sześciu malutkich kuleczek z dziobkami. Kuleczki na całe szczęście były zaopatrzone w mamę Perełkę, która wiedziała jak się nimi zajmować


                                                                                    


Kuleczki pięknie rosły i nasze niefachowe oczy nareszcie zaczęły odróżniać dziewczynki od chłopaków.


                                                                            

Zwłaszcza jeden z cipiórzastych kurczaków nie budził żadnych wątpliwości - zrobił się z niego  Ewidentny Kogut.






W godzinach porannych, ze stodoły zaczęło się wydobywać straszliwe charczące wycie, powtarzane w różnych tonacjach.
To dzielne koguty rozpoczęły naukę piania, która po kilku tygodniach ćwiczeń zakończyła się sukcesem dla dwóch z nich. Trzeci, o wdzięcznym imieniu Ciućmok Sussex, nie umie piać do dziś. Może to wpływ imienia?
Wygląda na to, że umiejętność piania zamknęła jakiś ważny etap rozwoju chłopaków i po nim pozostało już tylko zabrać się za kury i pokazać całemu światu (w tym gospodarzom), kto tu tak naprawdę rządzi.
To była ostatnia chwila żeby zacząć "ogłaskiwac" , czyli obłaskawiać koguty.
Stanowczo i bez lęku przed uderzeniami dziobów.  Zarazem z niezwykłą delikatnością i wyczuciem, bo ego koguta wielkie jest i nadęte, ledwie się mieści w kurniku, ale kruchutkie to to jak szkło...
Któregoś dnia do domu przybiegła bardzo przejęta 8 letnia Weronika, wołając od drzwi:


   "Mamo, mamo! Już wiem jak trzeba dobrze głaskać koguty! Nie można ich przy tym głaskaniu za bardzo naciskać, bo będą myślały, że są kurami. A jak się całkiem zeszmacą (?!), to mogą przestać piać!

6 komentarzy:

Sarenzir pisze...

Ha ! To już jesteśmy dwie! Ja kocham kury miłością niezmienną od zawsze :D Poczytaj mój post na blogu o Jaśku Czapejewie - to się uśmiejesz :) Nie wyobrażam sobie życia w moim przyszłym domu bez kur i piania kogutów :) Mama mojej przyjaciółki - tej od jaśka, umie rozrózniać płeć kurczaków jak sie wykluja już , ma doświadczenia- dla mnie to niesamowite, ona popatrzy i mówi -kogucik, kurka.... z Jaskiem też przepowiedziała :) Jaśko teraz ma swój harem na wsi i jest kogutem "obronnym" :)

markosia pisze...

Niem mam kur chociaz miszkam na wsi, poniewaz mam bulkę - bulteriera Zosię, która "morduje - obślinia" wszystko co się rusza...
Bardzo mi się podoba komentarz Weroniki - rezolutna dziewczynka hihi

Anonimowy pisze...

WITAM WSZYSTKICH SERDECZNIE. MAM PYTANKO CZY MAJĄ MOŻE PAŃSTWO KURKI LILIPUTOWATE NA SPRZEDAŻ? BARDZO BYM CHCIAŁ KUPIĆ. JEŚLI KTOŚ MA TO PROSZĘ O EMAIL delfin0022@wp.pl i tel 500-073-030 zdjęcia kurek proszę na email wysłać.POZDRAWIAM

Anonimowy pisze...

Ciucmok!
Wzruszylam sie.... jak dlugo juz nikt do mnie nie powiedzial: 'idze, idze ciucmoku'...
A(polonia)

Ja pisze...

oooo to byc kura znaczy być ....oj , super opowieść o kurach , ja zaczęłam od przepiórek i myśle o kurkach ale nie mam odwagi - boje się lisów , moich psów zadziornych , bo przepiórki chowam w domku dla królików pod oknem kuchni ,a z kurami sie by nie udało ,potrzebuja więcej miejsca.

Emma Ernst pisze...

O rety!
A ja myślałam, że jestem kurzym Kolumbem! Że je pierwsza odkryłam! :))
Niestety nie mam ich na co dzień, ale już się nie mogę doczekać wyjazdu do gospodarstwa agroturystycznego. Może są te same? A może tamte pozjadane ?? ;(