Praca wre od świtu. Przerywana na szczęście, wypadami na młode jabłka, gąszcze pokrzyw i mnogość ziół pastwiskowych. Te przerywniki, mam nadzieję, równoważą smakowo mleko, bo zbyt duże ilości kory sosnowej nie byłyby chyba korzystne dla sera.
Przy okorowywaniu, pracują również młode kózki Murka i Szarotka, jedyne które pozostały z tegorocznych kwietnioków. Cała reszta, podrośniętej dzieciarni, została już opłakana i pożegnana.
W tym roku wyraźnie sprzyjało mi szczęście! Większość koźląt kupili bardzo sympatyczni ludzie, od kilku osób dostałam radosne maile z podziękowaniami i zdjęciami nowych nabytków.
Oby tak zawsze było ...
Co do sosnowej(żywicznej)nuty w serach mamy w tym pewne doświadczenie.Dawno temu w naszych ,,kozich czasach" skarmialiśmy dosyć często gałęziówkę sosnową. Pewien rodowity Francuz (całkiem niezły znawca serów, również kozich) przy degustacji naszego sera, długo się zastanawiał co to za suuuper nuta w aromacie sera? Gdy usłyszał o sosnowych gałęziach w diecie naszych kóz uznał to za dobry pomysł nadający ciekawe wtrącenie w aromacie bez wpływu na smak :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy Was :)
Oby :) niech licho śpi sosnowo :)
OdpowiedzUsuńZapachniało żywicą sosnową z tego posta ... i ziołami, i latem, i kozim serem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i obyś dalej była tą szczęściarą.
Może kiedyś i nam sprzedaż kozę?? :-) obiecujemy, że też będziemy słać maile i zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia serdeczne
Ciagle cos nowego dla mnie pod sloncem , kozie mleko, sosnowa kora i aromat sera koziego! nigdy bym na to nie wpadla...pozdrawiam jakby zdziwiona i lekko rozbawiona...
OdpowiedzUsuńjakie piękne te kózki!!!!! jaki piękny świat :)
OdpowiedzUsuńSuper. U mnie też praca wre. Na tapecie świerkowa kora, ale niestety na żywych drzewach w młodniku. Zniszczyły z 50 świerków, a może i więcej, nie liczyłam. Nie wiem kiedy to zrobiły, bo to jest poza ich terenem, wchodzą tylko pod kontrolą. Nie wiem też czy jeszcze uda się te świerki uratować. To już spore drzewa. Rozwód się zbliża wielkimi krokami. Te małpy mnie wykończą. Rozumiem zimą, ale teraz, gdy trawy i koniczyny pod dostatkiem...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNigdy nie myślałam o tym w ten sposób... ale jak im smakuje, widać nie szkodzi, a do tego poprawia smak... a gruszkowa kora też by coś zmieniła w smaku?
OdpowiedzUsuńŚwietna robota, tak okorowanewgo drewna jeszcze nie widziałam. My chyba coś źle robimy, bo nasze maluchy są wciąż z nami i troche mnie to martwi, przecież sierpień tuż tuż, a wraz z nim ruje, sama nie wiem, jak my to towarzystwo upilnujemy, przesyłam pozdrowienia dla całej Waszej gromadki, specjalne uściski dla Weroniki.
OdpowiedzUsuńLOS ALPAQUEROS - no to świetnie! Nie czuję jeszcze sosnowej nuty, bo w "młodziakach" jej nie ma. Zobaczymy co dalej wyniknie. Francuzowi można zaufać!:)
OdpowiedzUsuńCZARKU SAMUELU K. - witaj! Dziękuję za życzenie! Samo się nie budzi, zazwyczaj czeka na prowokację z mojej strony ...
JOLANDO - dziękuję! Po kilkuletnich kiepskich doświadczeniach, w tej materii, już bardzo chcę być szczęściarą :)
NASZA POLANO - jak tylko zechcecie, to ... Ale w Bieszczady będzie straaaasznie daleko ...
GRAŻYNO - daleko mi jeszcze do spokoju serowara, który "wie co robi". Niespodzianek, eksperymentów nieświadomych i świadomych, wciąż zbyt dużo. Czasami się wściekam, czasami się świetnie bawię. A jakie sery królują w Twoich Andach?
LAFLE - różny jest. Czasami brakuje Cieszyna :)
ROGATA OWCO - o cholera! Rozumiem, że to owce, a nie jedna jedyna kozia Queen? O moich zjedzonych świerczkach, sosenkach i brzoskwiniach kiedyś pisałam u Ciebie. Rozwód? Może separacja z surowymi restrykcjami? Jakimś rozwiązaniem jest ściąganie gałęziówki wszelkiej maści ze wszystkich najbliższych wyrębów. Kłopot jest, ale okolica w miarę zabezpieczona, a i opału trochę będzie. Ale nie ma co się łudzić, że będzie super. U nas widzę, że 8 metrów sosny, nie ma żadnego przełożenia na spokój dolnych gałęzi jabłoni ...
MARGARITHES - pewnie tak, tylko musiałoby jej być naprawdę dużo. Nasze kozy nie pastwią się nad gruszą w ogóle, może nie jest to ulubiony smak? Ja póki co wyczuwam dwa smaki - jesienny ser jabłkowy i wiosenny, ostry sianowy.
JOLU - bez kory będzie lepiej schło. Na pewno nic źle nie robicie. Przypuszczam, że znam jedną z przyczyn. Po moje koźlęta nie przyjechał ani jeden posiadacz numeru stada.
Co do szans na upilnowanie, to ja już w swoje pilnowania nie wierzę ... W zeszłym roku bardzo się starałam i .... Ale wiem, ze są tacy, którym się to udaje:)
SERDECZNE UŚCISKI DLA WSZYSTKICH!
Śliczna ta kozia restauracja!!!
OdpowiedzUsuńPzdr.
PS. Francuz nie może się mylić w kwestiach serowych!!!!
GO i RADO - ach ci Francuzi ...
OdpowiedzUsuńPodobno Ch. de Gaulle powiedział kiedyś - "Nie jest łatwo rządzić krajem, w którym jest 325 gatunków serów". Jak kontrolować taki żywioł?!:)
Myślę, że unia ma szanse sobie poradzić z tym problemem. Wszyscy niekafelkowani, mało sterylni i robiący ser (o zgrozo!) ręcznie - pod ścianę!
Pięknistości!!!
OdpowiedzUsuńNie pomyślałabym, że to takie smakołyki ;-) Chociaż... moja starsza sunia namiętnie okorowuje pniaczki, no ale ona nie daje mleka ;-))
OdpowiedzUsuńŚciskam czule!
IKWIZYCJO - wymagania kóz, co do smakołyków, nie mają sobie równych! To najbardziej wybredne roślinożerce, jakich znam.
OdpowiedzUsuńUściski!
DORO - tak!
OdpowiedzUsuńTeż bym opłakiwała, a w złe ręce bym nie oddała, NIGDY!
OdpowiedzUsuńDobrze, że dobrzy ludzie je wzięli.
A serki takie wprost uwielbiam!
Aż się chce mieć kózkę:DDD
OdpowiedzUsuńPieknie u Was:) Z wielka przyjemnoscia przejrzalam archiwum twojego bloga.
OdpowiedzUsuńMilosc, serdecznosc i wielka madrosc przemawia kazdym twoim wpisem.
Pozdrawiam serdecznie:)
Ponieważ Bloger uparcie nie zauważa naszego nowego wpisu tą drogą zapraszamy do nas po wyróżnienie :D
OdpowiedzUsuńPzdr.
PS. Unia niech spada, ludzie chyba się powoli przekonują, że żywność z certyfikatami jest mniej zdrowa niż ta robiona ręcznie :DDDDD
no to teraz będę komentować hur- to- wo. Przeczytałam, że brak Cieszyna... a ja myślałam, że Krakowa? I że kozy to wybredni roślinożercy. O tak, widywałam je na doskonale wybiórczo wystrzyżonych pastwiskach. Przeczytawszy, myślałam wpierw, że to wy pracowicie okorowujecie, żeby gadzinie przysmaku dostarczyć. Ale nie, samoobsługa. I niecna myśl mi podstępnie zakiełkowała, o żywicowanym smaku mięsa... o shame, Megi...
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc, to przydałoby mi się takie stadko do okorowania żerdzi na ogrodzenia, nie musiałabym walczyć z ośnikiem; czy to tylko sosnowa kora cieszy się ich zainteresowaniem? wsiąkam w te kozy coraz bardziej, nie mogę przejść obojętnie obok sąsiedzkich; serdeczności ślę.
OdpowiedzUsuńNATALIO - bardzo bardzo trudno jest znaleźć nowe domy dla koźląt. W naszej kulturze, większość zwierząt hodowlanych (roślinożernych) służy przecież do spożycia ... Uratowanie małych koziołków graniczy z cudem.
OdpowiedzUsuńMAMURDO - oj, lepiej nie! Twój wspaniały ogród mógłby tego nie przeżyć!
ATANER - dziękuję! Czytam Cię cichaczem, od dawna!
MEGI - nareszcie! Cieszyn dotyczy posta Lafle. No jak mogłaś! Przecież koza to niemal kot!:)
MARIO - niestety nie tylko sosnowa ... Drzewa owocowe, (grusze i czereśnie jakoś nie), jesiony. I wszelkie gałęzie, liściaste i iglaste. Masakra! Ale poza tym są fantastyczne i nie wątpię, że zamieszkają u Ciebie!
POZDRAWIAM PIĘKNIE!
Witaj.To o czym piszesz jest mi bliskie, ponieważ my równiez mieszkamy na wsi i hodujemy od kilky lat kozy, owce i kury. Stadko sie rozrasta, koziołków jest już chyba więcej niż kózek i pewnie też trzeba będzie pomysleć o wydaniu ich w dobre ręce. A co do odkorowywania...moje 2 kozy zeżarły mi ostatnio cudownie wypielęgnowany, duży świerk. Jeśli chodzi o mleko, nie wiem, czy zmieniło swój zapach, smak czy coś tam jeszcze, ale one na pewno pachniały, jak nigdy, świerkowym olejkiem do kąpieli. Takie kozie perfumy;-) Jeśli pozwolisz, będę cię częściej odwiedzać, a i ja zapraszam na swój blog:www.babaluda.pl
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iza
Praca wre, aż wióry lecą:)
OdpowiedzUsuń